Od jakiegoś czasu omawiam różne drogi prowadzące od dysbiozy do eubiozy, czyli przywracające naturalną równowagę wśród mikrobów zamieszkujących nasze jelita. Podstawą jest stronienie od antybiotyków i stosowanie ich tylko wtedy, gdy naprawdę są konieczne – co do tego są zgodni wszyscy specjaliści w tej dziedzinie. Dostrzegają też ograniczenia związane z zażywaniem probiotyków (nie zaszkodzą, ale nie bardzo wiadomo, czy pomagają) i pożytki płynące z „transkupancji”, czyli przeszczepu stolca, ratującego czasami życie. Ostatnim zalecanym przez nich sposobem jest zażywanie prEbiotyków.
Jak już sobie wyjaśniliśmy, ten łacińsko-grecki termin oznacza coś, co jest „przed życiem”, co „poprzedza życie”. Ujmując rzecz najprościej, mianem prEbiotyków określa się substancje stanowiące pożywkę dla przyjaznych bakterii, które „sprzyjają życiu„, czyli są prObiotykami,
Jak zaznaczyła w swojej książce Historia wewnętrzna przesympatyczna Giullia Enders, „prebiotyki są przez naukowców zbadane znacznie słabiej niż probiotyki, jednak co do kilku kwestii mamy już pewność. Prebiotyki wspomagają dobre bakterie, dzięki czemu w jelitach powstaje mniej toksyn”.(1)
W innym miejscu wyjaśniła to tak: „Wszystkie składniki pokarmu, których organizm człowieka nie wchłania w jelicie cienkim, określamy mianem ,substancji balastowych’. Nie jest to jednak bynajmniej zbędny balast, w każdym razie na pewno nie z punktu widzenia bakterii w jelicie grubym. One bowiem wprost uwielbiają niektóre z tych substancji. Pewne grupy bakterii przepadają za niestrawionymi włóknami szparagów, inne wolą włókienka mięsa”.(2)
Określenie „substancje balastowe” faktycznie jest pewnym anachronizmem, bo jak przyznano w Wikipedii, kiedyś uważano, że organizm nie ma pożytku z tych składników pożywienia. Bardziej neutralnym określeniem jest „błonnik”, o którym w tej samej encyklopedii czytany: „Później odkryto w nim nowe właściwości mające korzystny wpływ na organizm”.(3)
Te korzystne dla organizmu właściwości tak opisała Giulia Enders: „Kiedy nasze bakterie jelitowe mają pod dostatkiem jedzenia, ochoczo wytwarzają witaminy i zdrowe kwasy tłuszczowe lub organizują kolejne intensywne szkolenie dla układu odpornościowego. Trzeba jednak pamiętać, że w jelicie grubym zawsze mieszkają też zarazki chorobotwórcze. Dzięki określonym produktom spożywczym mogą one wytwarzać takie substancje, jak indol, fenole czy amoniak, a więc te, na których w laboratoriach umieszcza się etykietki z ostrzeżeniem: ,Uwaga, trucizna!’.
„I właśnie tutaj wkraczają do gry prebiotyki – substancje balastowe będące pożywieniem wyłącznie dla przyjaznych bakterii. Gdyby zastosować taki model żywienia wobec ludzi, powstałaby stołówka skupiająca najsympatyczniejsze towarzystwo na świecie! Biały cukier na przykład nie jest prebiotykiem, ponieważ lubią go także bakterie odpowiedzialne za rozwój próchnicy. Prebiotyków zaś złe bakterie nie potrafią wykorzystywać wcale albo czerpią z nich w tak niewielkim stopniu, że nie mogą ich wykorzystać do produkcji jakichkolwiek toksyn. W tym samym czasie dobre bakterie rosną w siłę i zajmują coraz więcej miejsca”.(4)
Jak z tego wynika, nasi „odwieczni przyjaciele” uwielbiają prebiotyki. Ale czy określenie to odnosi się do wszystkich „substancji balastowych”? Inaczej mówiąc:czy każdy błonnik jest prebiotykiem?
- Giulia Enders, Historia wewnętrzna. Jelita – najbardziej fascynujący organ naszego ciała, przekład Urszula Szymanderska, wyd. Feeria 2015, s.285.
- Historia wewnętrzna, s. 281.
- https://pl.wikipedia.org/wiki/B%C5%82onnik
- Historia wewnętrzna, s. 281.