Doktor Robynne Chutkan jest amerykańską lekarką, gastroenterologiem. Napisała o sobie: „Na studiach lekarskich uczono mnie, jak pozbywać się bakterii u ludzi. Ćwierćwiecze później uczę swoich pacjentów, jak mają je u siebie odbudowywać – jakie produkty jeść, jak pielęgnować swoje ciało i dbać o dom bez pozbywania się mikrobów, jakie pytania zadawać lekarzowi, który zaleca antybiotyk. Są to, moim zdaniem, nowe i istotne umiejętności życiowe pozwalające na zachowanie zdrowia w naszej superczystej erze”.(1)
Jak doszło do tak daleko idącej zmiany w jej poglądach na bakterie? Jak wyjaśniła to w książce Dobre bakterie, decydujący wpływ miał stan zdrowia jej córeczki Sydney, która urodziła się przez cesarskie cięcie. Dr Chutkan chciała uniknąć tego zabiegu, „głównie z tego powodu, że okres rekonwalescencji pooperacyjnej zakłóciłby jej harmonogram biegów”. Ale po trwającej 14 godzin akcji porodowej usłyszała, że „nie ma innego wyjścia niż poddać się cesarce”.(2)
Ponieważ matka miała grypę i podniesioną temperaturę, małą Sydney zabrano na obserwację na oddział intensywnej opieki dla noworodków. „W ramach tej ,obserwacji’ wykonano jej punkcję lędźwiową, posiew krwi i analizę moczu oraz podano dożylnie dwa silne antybiotyki”. Dr Chutkan wspomina:
„W tamtym czasie byłam zachwycona, że lekarze wykazują się taką zapobiegliwością i dają jej antybiotyki ,na wszelki wypadek’. Wciąż szczerze wierzyłam w te nowoczesne cuda medycyny i jak większość lekarzy, dziesięć lat temu byłam nieświadoma długofalowych zagrożeń takiej terapii. Niestety nastąpiła potem seria wydarzeń, które – jak widzę to dzisiaj – były wyraźnie powiązane z cięciem cesarskim oraz podaniem Sydney i mnie antybiotyków, i bardzo żałuję, że nie mam przycisku reset, aby zrobić to wszystko jeszcze raz, tylko inaczej”.
Co takiego się wydarzyło? Kilka miesięcy po porodzie Sydney nabawiła się infekcji górnych dróg oddechowych i uszu. Otrzymała antybiotyk. Po jakimś czasie sytuacja się powtórzyła i lekarz zapisał silniejszy antybiotyk. Za trzecim razem jeszcze silniejszy. Zanim skończyła trzy lata, przeszła dwanaście cykli antybiotykoterapii. W końcu, gdy pojawił się uporczywy kaszel i lekarz zdiagnozował astmę, na która zapisał „steroidy, środki antyhistaminowe, rozszerzające oskrzela, oraz antybiotyk”, matka, sama będąca lekarką, uznała, że „nadszedł czas na inne podejście”.
Postanowiła przestać być „posłuszną pacjentką stosującą się do światłych – jak zakładała – rad swojego lekarza”. Jak pisze, „postanowiliśmy przerwać zaklęty krąg wizyt lekarskich i antybiotyków, dając małemu ciałku Sydney szansę na wydobrzenie. No i wydobrzała, choć wymagało to kilku lat, mnóstwa zielonych smoothies i wielkich zmian dietetycznych”. W chwili pisania książki mała Sydney była „zdrową dziesięciolatką, która od lat nie brała antybiotyków”.
To przeżycie skłoniło ją do bliższego przyjrzenia się wpływowi antybiotyków i innych leków na nasze zdrowie. Zainteresowała się mikroflorą jelitową i poznała jej wpływ na różne aspekty naszego zdrowia. Podobnie jak dr Kellman, o którym niegdyś wspomniałem, uznała, że odtąd musi inaczej leczyć ludzi, uwzględniając to wszystko, czego się dowiedziała o tym „zapomnianym narządzie”, jakim jest mikrobiota.
Wiele praktycznych rad zawarła w swojej książce Dobre bakterie, do której jeszcze niejeden raz wrócę.
- Robynne Chutkan, Dobre bakterie, przekład Dariusz Rossowski i Marzena Rozwarzewska, wyd. Feeria 2015, s. 17.
- Dobre bakterie, ss. 150-152